Napiszę tu jak się wyleczyłem z olejarki (akurat motooiler) na właśnie zakończonym wyjeździe. Może komuś to da do myślenia, mnie dało.
Otóż jechaliśmy sobie drugi dzień w trasie, pierwszy tak naprawdę w Rumunii po dojazdówce do Oradei. Jak poprzedniego roku miałem wrażenie, że trochę za dużo oleju idzie na łańcuch, miałem w zbiorniczku jeszcze zwykły przekładniowy 75W90, w narzędziówce czekała butelka czerwonego scotoilera, który kupiłem na gorące Bałkany mając nadzieję, że będzie bardziej gęsty (wg producenta do temperatur 20-40 stopni).
Jechałem na nastawie potencjometra ok 25%, temperatura była nie najwyższa bo trochę padało wcześniej, droga mokra. W pewnym momencie robimy zjazd na stację i zonk, jakbym hamował jednym hamulcem albo jechał po lodzie, bardzo słaba reakcja (a mam zwyczaj używać zawsze obydwu). Prędkość nie była duża, jakoś wyhamowałem i zjechałem na stację. Następna próba wyhamowania już przy dystrybutorze jakby trochę normalniejsza, na oko na tarczy niczego nie było widać, zbagatelizowałem sprawę - jechaliśmy bez hamowania co najmniej godzinę, mokra droga, pomyślałem że coś się dostało pod klocek, jakieś błotko czy cóś. Dalej było w miarę ok ale po dojechaniu do Alba Iulii zauważyliśmy taki widoczek:
Elektrozawór cały stopiony, wężyk też, olej sobie wykapał bokiem. Pewno dostało się do hamulca parę kropel i stąd to słabe hamowanie. Zmroziło mnie, nawet wolę nie myśleć co by było w razie gwałtownej sytuacji na drodze.
Wywaliłem dziadostwo, dodatkowo musiałem szukać bezpiecznika bo przy okazji przestały świecić dodatkowe reflektorki.
Wnioski każdy może sam wyciągnąć, ja wróciłem do puszki smaru i nie muszę patrzeć czy mi coś kapnie na płytki jak mnie wpuszczą na prywatny parking w eleganckim hotelu.
Miałem tankbag, więc nie widziałem w czasie jazdy sterownika, który dawał dziwne sygnały mrugając co chwila, może bym zareagował wcześniej ale nie wiem czy to nie było już skutkiem zwarcia.
BTW, mam do odstąpienia prawie pełną butelkę tego oleju do scottoilera, jakieś 230 ml, może ktoś chętny?